Pechowi astronauci - JURIJ GAGARIN

Mieli być poprzednikami Gagarina. Ich ciała dryfują być może w eksperymentalnych konstrukcjach po zimnym, pustym i bezdennym wszechświecie. Według zwolenników alternatywnej historii podboju kosmosu, Gagarin nie był wcale pierwszą osobą na orbicie, a po prostu pierwszą, która wyszła z tego cało. Bezimiennych bohaterów, o których zapomniała historia nauki, zwie się niekiedy "kosmonautami widmami". 12 kwietnia 1961 r. Jurij Gagarin, jako pierwszy Ziemianin oglądał swoją rodzimą planetę z jej orbity. Nie da się ukryć, że od czasów jego lotu i późniejszego lądowania na Księżycu nasza kosmiczna ekspansja nieco wyhamowała i nie wiadomo, kiedy będziemy mogli przeżywać kolejne wielkie emocje związane choćby z lądowaniem na Marsie. Mimo wszystko kosmonauci to wielcy bohaterowie naszych czasów i to oni stawiali pierwsze, skromne kroki na drodze do podboju wszechświata. Choć historia lotów w kosmos przedstawiana jest zwykle w bardzo patetycznym ujęciu, ma też swoje smutne, tragiczne i czarne strony, o których szerzej się nie mówi. Istnieją nawet teorie, według których człowiek już dawno przekroczył w skonstruowanym przez siebie pojeździe granice Układu Słonecznego. Nie chodzi tu wcale o supertajne, zaawansowane projekty badawcze, lecz o tragiczne historie astronautów, którzy wybrali się z wizytą w kosmos, z biletem w jedną stronę. Mieli być poprzednikami Gagarina. Ich ciała dryfują być może w eksperymentalnych konstrukcjach po zimnym, pustym i bezdennym wszechświecie. Według zwolenników alternatywnej historii podboju kosmosu, Gagarin nie był wcale pierwszą osobą na orbicie, a po prostu pierwszą, która wyszła z tego cało. Bezimiennych bohaterów, o których zapomniała historia nauki, zwie się niekiedy "kosmonautami widmami".

Na zdjęciu JURIJ GAGARIN

Sensacyjne doniesienia na temat ofiar radzieckiego programu kosmicznego pojawiły się na długo przed historycznym lotem Jurija Gagarina. Już w 1959 r. włoskie źródła wspominały, powołując się na "czechosłowackiego informatora", że Sowieci prowadzą prace nad wysyłaniem ludzi na orbitę, ale nie zawsze są to przedsięwzięcia udane. Historie o smutnych losach poprzedników Gagarina stanowią dość oryginalną teorię spiskową, według której pierwszy człowiek w kosmosie był po prostu pierwszym spośród tych, którzy wrócili z kosmosu żywi. Do szerzenia się plotek na temat licznych ofiar radzieckiego programu kosmicznego przyczyniała się z pewnością zimna wojna i amerykańska propaganda, jednak być może tkwi w tym jakieś ziarno prawdy. Według Michaiła Rudenki - inżyniera, który pracował przy próbach wysłania człowieka w kosmos - potencjalnych Gagarinów było co najmniej kilku, a ludzi wystrzeliwano na orbitę jeszcze przed słynnymi psami, Biełką i Striełką - mniej więcej w tym samym czasie, kiedy w swój lot w jedną stronę wybrała się słynna Łajka. Według niepotwierdzonych informacji, swe życie na drodze podboju kosmosu miało poświęcić kilku proto-kosmonautów. Należał do nich niejaki Aleksiej Ledowskij (zginął rzekomo w 1957 r.), Sierenti Szaborin (zginął w 1958 r., wystrzelony z poligonu Kapustin Jar) oraz Andriej Mitkow (zm. 1959). W 1960 r., podczas testu pojazdu Wostok, na którym swój lot odbył Gagarin, zginąć miał kosmonauta Piotr Dołgow. Bohaterem kolejnej spiskowej teorii związanej z lotem Gagarina był Władimir Iljuszyn, syn znanego rosyjskiego konstruktora lotniczego oraz pilot-oblatywacz, Rzekomo to właśnie jego ojciec był pierwszym człowiekiem w kosmosie i, gdyby nie smutne zrządzenie losu, z pewnością to jego imię przeszłoby do historii. Według nie do końca potwierdzonej teorii, Iljuszyn został wystrzelony na orbitę 7 kwietnia, a więc na 5 dni przed Gagarinem. Sama plotka powstała w ZSRR, skąd później, dzięki francuskiemu korespondentowi w Moskwie, przedostała się na Zachód. Dlaczego jednak Iljuszyn nie stał się Gagarinem? Według jednej z wersji, jego pojazd miał mieć problemy techniczne i po trzech okrążeniach Ziemi został sprowadzony z powrotem, lądując w Chinach, gdzie sam kosmonauta został zatrzymany. Z przyczyn prestiżowych zdecydowano się nie ujawniać tego incydentu i przygotowano do lotu kolejnego przeszkolonego ochotnika - właśnie Gagarina. Choć historia ta nie doczekała się poklasku u historyków rosyjskich, sam Iljuszyn rzeczywiście miał spędzić nieco czasu w Chinach, przechodząc rekonwalescencję po "wypadku". Bez względu na to, co działo się przed 12 kwietnia 1961 r., to Jurij Aleksiejewicz Gagarin w statku Wostok-1 stał się pierwszym człowiekiem w przestrzeni międzyplanetarnej, choć nie oznaczało to końca teorii spiskowych. Według jednej z nich Gagarin miał dublera, który przywitał wszystkich na dole, podczas gdy z prawdziwym kosmonautą stało się "nie wiadomo co". Inna mówiła nawet o późniejszym sfabrykowaniu jego śmierci w katastrofie lotniczej, by mógł doczekać końca swoich dni w psychuszce. W rzeczywistości pochowano go na cmentarzu przy Murze Kremla. W opowieści o zaginionych radzieckich kosmonautach nie można pominąć wątku braci z Turynu. Giovanni i Achille Judica-Cordiglia prowadzili nasłuch radzieckiego i amerykańskiego programu kosmicznego. Dokonali dzięki temu kilku bardzo nietypowych, a wręcz makabrycznych odkryć. Swe pierwsze nasłuchy rozpoczęli wraz z wystrzeleniem Sputnika. Wkrótce ich "baza" przeniesiona do podturyńskiego bunkra, stała się centrum pielgrzymek ludzi, których ekscytowały doniesienia o trwającym wyścigu w kosmos. Sami bracia stali się lokalnymi gwiazdami, a przez krótki czas nawet "ekspertami" w dziedzinie kosmonautyki. Do historii tajnego, kosmicznego programu przeszli jednak z innych powodów. Prowadząc nasłuch natknęli się bowiem kilkukrotnie na dramatyczne transmisje z ostatnich chwil życia kosmonautów, których imiona zostały potem wymazane z historii. Pierwszy sygnał SOS od mającego kłopoty "kosmicznego obiektu" przechwycili jesienią 1960 roku. Znacznie bardziej dramatyczny charakter miało nagranie, które zarejestrowali kilka miesięcy później. O 22:50, 2 lutego 1961 r., Achille natknął się na przekaz z radzieckiej kapsuły. Radiowcy zarejestrowali ciężki oddech osoby, którą uznali za duszącego się kosmonautę. W związku z tym skontaktowali się z prof. Achille Dogliottim, jednym z wiodących kardiologów, który stwierdził, że rzeczywiście, mogą być to dźwięki ostatnich tchnień kosmonauty. Podobnego zdania jest James Oberg - specjalista od historii programów kosmicznych. Co ciekawe, dwa dni po wykonaniu nagrania, źródła radzieckie poinformowały o wystrzeleniu w kosmos próbnika, który spłonął w atmosferze. Bracia z Turynu zarejestrowali jeszcze co najmniej kilka dowodów na tragiczny los kosmonautów-widm. O niektórych z nich pisał w 1965 r. "Corriere de la Sera". Do najbardziej poruszających należy wykonane w 1963 r. nagranie, mające być głosem "Ludmiły" - anonimowej astronautki, która najprawdopodobniej nie przeżyła swojej misji. Słychać na nim: "Rozpoczyna się transmisja. Czterdzieści jeden. Tak. Czuję gorąco. Gorąco - wszystko… wszystko jest gorące. Widzę ogień! Ogień! Trzydzieści dwa. Czy się rozbiję? Tak, tak - czuję ciepło. Słucham. Czuję gorąco. Będę ponownie wchodzić. Jest gorąco!" Potem sygnał zamilkł… Podobna sytuacja miała zostać zarejestrowana przez braci w kwietniu następnego roku. Co ciekawe, wspominali oni jeszcze o kilku innych incydentach, w tym chyba najbardziej przerażającej historii z października 1961 r., kiedy radziecki pojazd z pasażerem na pokładzie miał zboczyć z kursu, a następnie odlecieć w bezkresną otchłań wszechświata. Być może astronauta, który znajdował się na jego pokładzie, nadal dryfuje gdzieś w przestrzeni kosmicznej… Zagubieni w przestrzeni Historie o ciemnych stronach radzieckiego programu kosmicznego były swego czasu dość popularne i stanowiły bardzo egzotyczny element zimnowojennych legend. Dziś dowiadujemy się o nich głównie z zachodnich źródeł i, co ciekawe, nie ma w nich ani słowa o zaginionych kosmonautach z USA. Czy był to typowy element zimnowojennej propagandy, mający na celu oczernienie przeciwnika w czasie prestiżowego wyścigu w kosmos? Z pewnością po części tak, ale tylko po części. Rosyjscy specjaliści przyznają, że wiedzą, gdzie leżeć może źródło niektórych sensacyjnych doniesień. Odpowiadać mogą za nie manekiny, które stosowano w czasie testów, nazywanych nawet oficjalnie "Iwanami Iwanowiczami". Cywile widzący szczątki pojazdu i manekina z pewnością mogli wziąć je za zwłoki kosmonauty. Niemniej jednak przyznaje się, że program kosmiczny miał dwa oblicza - oficjalne i to mniej znane, o którym zwykle nie mówiono. Władimir Szatałow, dowódca treningu kosmonautów w okresie 1971 - 1987 przyznał, że w latach 60. program kosmiczny pochłonął "sześć lub osiem osób". Dowodem na to, że dokonywano "retuszu" oficjalnej historii podboju kosmosu mogą być również zdjęcia grup kosmonautów, z których usuwano niektóre postaci, które z tych czy innych względów nie powinny się na nich znaleźć. Wśród osób, które wymazano z historii astronautyki, znaleźli się też tacy, którzy zginęli podczas testów lub badań. Do tych opowieści zaliczyć możemy niezwykle drastyczną śmierć Walentina Bondarenki, który niemal spłonął żywcem w komorze w jednym z moskiewskich instytutów. Prawdę o jego losie przez długi czas zatajano. Niewiele więcej wiadomo o tym, co spotkało wielu innych astronautów, w tym m.in. Aleksieja Biełkoniewa, który zmarł w czasie pobytu w kosmosie, w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach. Źródło: http://strefatajemnic.onet.pl